Od jakiegoś czasu gdy przechodziłam w sklepie koło artykułów papierniczych nieśmiało spoglądałam na ciastolinę. Niby chciałabym kupić, ale się bałam. Kupić, nie kupić? I nie kupowałam długi czas.
Po prostu bałam się jak moje Złote dziecko zareaguje na takie cudo i czy przypadkiem nie będę musiała wyskrobywać jej z włosów czy co gorsza dywanu. O zabawki się nie bałam i o to czy zostanie zjedzona też nie - koniec końców zawsze jestem przy zabawie i kontroluję sytuację.
W końcu wybór padł na mały zestaw z Pepco - 6 malutkich pojemniczków z ciastoliną, narzędzia takie jak: wałek, noże oraz literkowe foremki. Cena ok. 20zł.
PIERWSZE PODEJŚCIE
Za pierwszym razem Donatan podszedł do ciastoliny na zimno. Popatrzył, dotknął i poszedł do autek. - Oho... - myślę sobie - nie trafiła matka z zabawką.
No nic. Zestaw wylądował w pudełku po butach na całe 2 dni.
DRUGIE PODEJŚCIE było zupełnie inne. Pełne zainteresowanie i zabawa dobre 30 minut. Ugniatał, kroił, lepił, łączył i rozrywał. A co najfajniejsze każde nowe dzieło pokazywał mi z dumą.
Połączenie przyjemnego z pożytecznym - duet idealny. Oprócz tego że ciastolina w miły sposób masuje dłonie to jeszcze ma wpływ na prawidłowy rozwój manualny.
A Wasze Dzieci lubią bawić się ciastolinami / plastelinami ?
Pozdrawiam,
Agata - mama Donka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz